Serce rośnie, kiedy biznes rozwija się na tyle, by zatrudniać nowe osoby, by zwiększać zespół. To powód do dumy, radości, poczucia spełnienia. Nareszcie oderwiesz nos od spraw bieżących, znajdziesz czas dla siebie, więcej będziesz zarządzać, inspirować, wyznaczać kierunki, niż samodzielnie reagować. Czy na pewno?
Okazuje się, że wcale nie jest łatwo oddać w obce ręce coś, co robisz od długiego czasu, w czym czujesz się ekspertem a zwłaszcza czegoś, co jest wytworem Twojej wyobraźni i urosło dzięki litrom Twojego potu i łez. Trudno zmienić sposób myślenia o produkcie/ usłudze, trzymać ręce z daleka od niego, nabrać dystansu, zmienić sposób pracy.
Na początku czujesz zagubienie pomieszane ze złością na siebie, bo przez tę trudność nie realizujesz swojej strategii, nie dokonujesz zmian choć wydają się łatwe. Coraz dalej więc do tego, by zmieniać świat.
Z tego powodu często nie możesz rozpocząć rekrutacji a jeśli już zatrudniasz nowe osoby – wciąż wchodzisz w ich kompetencje i współdzielisz a nawet przejmujesz ich odpowiedzialność. Nie dziw się więc niskiemu zaangażowaniu i „kwaśnej” atmosferze w projekcie. To sposób na psucie firmy od głowy i to Twojej głowy, bo wciąż jesteś w niej wykonawcą, specjalistą a nie liderem.
Sytuacja zmienia się, gdy z trudem, krok po kroku zaczynasz przekazywać nie swoje już zadania. Bywa, że przełomowe okazuje się oddanie „gorącego ziemniaka” współpracownikowi zamiast zaopiekowanie się nim samodzielnie, poświęcając weekend i wszystkie siły. Choć lekki stres pozostaje, to na koniec dnia bilans jest tak pozytywny, że aż zaskakujący.
Okazuje się, że jednak ktoś załatwił sprawę sprawnie i w dodatku poczuł się doceniony, że mógł się nią zająć, choć była wymagająca. Zrodziło się zaufanie i poczucie odpowiedzialności, które Tobie daje przestrzeń na sprawy innego rodzaju. Robi Ci się luz w kalendarzu i w głowie.
To przykład z moich sesji coachingowych, czyli z życia wzięty. Trzeba było postawić na tę jedną kartę, że tym razem to nie ja zadbam o klienta, to nie ja naprawię sytuację, to nie moja rola. I oczywiście zaufania, że osoba, na którą stawiam – poradzi sobie, choć nigdy wcześniej tego nie robiła.
Zaufać drugiemu człowiekowi, czasem zaufać sobie, czasem odważyć się na nowy krok, czasem solennie sobie obiecać… Tylko i aż tyle potrzeba, by wreszcie poczuć się dobrze w miejscu, do którego dążysz od pierwszej myśli o założeniu firmy.
O mnie
Nazywam się Monika Sowińska.
Jestem certyfikowaną coach przedsiębiorczych i wieloletnią mentorką startupów, z własnym, ponad 15-letnim doświadczeniem menedżerskim w biznesie online.
Wspieram ludzi, którzy rozwijają biznes, bo chcą zmieniać świat, ale giną we własnych aktywnościach – miotają się, blokują lub wypalają, przez co tracą radość i sens działania.
Uczę tak zarządzać biznesem, by z satysfakcją i sukcesem realizować odważne wizje.
Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Akceptując, zgadzasz się na ich użycie.AkceptujęOdrzucamPolityka prywatności
Oddać w obce ręce… O zwiększaniu zespołu
Serce rośnie, kiedy biznes rozwija się na tyle, by zatrudniać nowe osoby, by zwiększać zespół. To powód do dumy, radości, poczucia spełnienia. Nareszcie oderwiesz nos od spraw bieżących, znajdziesz czas dla siebie, więcej będziesz zarządzać, inspirować, wyznaczać kierunki, niż samodzielnie reagować. Czy na pewno?
Okazuje się, że wcale nie jest łatwo oddać w obce ręce coś, co robisz od długiego czasu, w czym czujesz się ekspertem a zwłaszcza czegoś, co jest wytworem Twojej wyobraźni i urosło dzięki litrom Twojego potu i łez. Trudno zmienić sposób myślenia o produkcie/ usłudze, trzymać ręce z daleka od niego, nabrać dystansu, zmienić sposób pracy.
Na początku czujesz zagubienie pomieszane ze złością na siebie, bo przez tę trudność nie realizujesz swojej strategii, nie dokonujesz zmian choć wydają się łatwe. Coraz dalej więc do tego, by zmieniać świat.
Z tego powodu często nie możesz rozpocząć rekrutacji a jeśli już zatrudniasz nowe osoby – wciąż wchodzisz w ich kompetencje i współdzielisz a nawet przejmujesz ich odpowiedzialność. Nie dziw się więc niskiemu zaangażowaniu i „kwaśnej” atmosferze w projekcie. To sposób na psucie firmy od głowy i to Twojej głowy, bo wciąż jesteś w niej wykonawcą, specjalistą a nie liderem.
Sytuacja zmienia się, gdy z trudem, krok po kroku zaczynasz przekazywać nie swoje już zadania. Bywa, że przełomowe okazuje się oddanie „gorącego ziemniaka” współpracownikowi zamiast zaopiekowanie się nim samodzielnie, poświęcając weekend i wszystkie siły. Choć lekki stres pozostaje, to na koniec dnia bilans jest tak pozytywny, że aż zaskakujący.
Okazuje się, że jednak ktoś załatwił sprawę sprawnie i w dodatku poczuł się doceniony, że mógł się nią zająć, choć była wymagająca. Zrodziło się zaufanie i poczucie odpowiedzialności, które Tobie daje przestrzeń na sprawy innego rodzaju. Robi Ci się luz w kalendarzu i w głowie.
To przykład z moich sesji coachingowych, czyli z życia wzięty. Trzeba było postawić na tę jedną kartę, że tym razem to nie ja zadbam o klienta, to nie ja naprawię sytuację, to nie moja rola. I oczywiście zaufania, że osoba, na którą stawiam – poradzi sobie, choć nigdy wcześniej tego nie robiła.
Zaufać drugiemu człowiekowi, czasem zaufać sobie, czasem odważyć się na nowy krok, czasem solennie sobie obiecać… Tylko i aż tyle potrzeba, by wreszcie poczuć się dobrze w miejscu, do którego dążysz od pierwszej myśli o założeniu firmy.
O mnie
Nazywam się Monika Sowińska.
Jestem certyfikowaną coach przedsiębiorczych i wieloletnią mentorką startupów, z własnym, ponad 15-letnim doświadczeniem menedżerskim w biznesie online.
Wspieram ludzi, którzy rozwijają biznes, bo chcą zmieniać świat, ale giną we własnych aktywnościach – miotają się, blokują lub wypalają, przez co tracą radość i sens działania.
Uczę tak zarządzać biznesem, by z satysfakcją i sukcesem realizować odważne wizje.
Poznaj mnie bliżej.
Sprawdź, jak pomagam.
Zapisz się na newsletter.
Najnowsze wpisy
Kategorie
Chmurka tagów